Myślenie punktowe

Tu będzie muzeum, tam hala sportowa a kawałek dalej centrum handlowe. To przykład myślenia punktowego, czyli takiego, w którym uwaga skierowana jest na pojedyncze projekty a kontekst ich realizacji i funkcjonowania jest na ogół ignorowany.

Bardzo dużo polskich miast i miasteczek jest ofiarami myślenia punktowego. Są to miejsca kilku punktów, a jako całość są nieciekawe. Brak jest namysłu nad całością, albo przynajmniej większymi fragmentami miast. Efektem jest brak spójności oraz niska wartość przestrzeni miejskiej. Myślenie punktowe permanentnie obniża wartość miejsc zaplanowanych jako tereny wysokiej wartośći.

Trudno nie mieć poczucia straconej szansy widząc wielkie osiedle apartamentowców zbudowane na ogromnej działce przy pięknym parku, w którego tkankę „wlepia” się wielki biurowiec całkowicie niszcząc pierwotny charakter dzielnicy. Z miejsca odpoczynku staje się ona… no właśnie, czym? Ani to sympatyczne osiedle, gdzie w weekend zieje brakiem życia opuszczony biurowiec, ani komfortowe miejsce pracy, gdzie non stop walczy się z mieszkańcami o miejsca parkingowe. Sam fakt takiej walki oraz wypełnienie każdego dostępnego fragmentu krawężnika i zielonego pasa samochodami całkowicie rujnuje pierwotną ideę osiedla-oazy dla lepiej sytuowanej klasy średniej.

To samo wrażenie można odnieść patrząc na dzielnicę willową, którą „wzbogacono” o zwykły blok mieszkalny, czy place i ulice, przy których bary, restauracje, księgarnie i sklepy ustępują miejsca bankom, punktom udzielania chwilówek a czasem i lombardom.

Czy naprawdę było dla kogokolwiek zaskoczeniem to, co stało się z ulicą Piotrkowską w Łodzi po wybudowaniu Galerii Łódzkiej i Manufaktury? A może zdziwiło kogoś to, że z ulic gdańskiego Wrzeszcza zniknęło życie po wybudowaniu Galerii Bałtyckiej?

Dobrą ilustracją różnicy między myśleniem punktowym a myśleniem całościowym jest reprezentacyjna ulica. Ileż to mamy w polskich miastach przykładów pojedynczych ulic, które zostały pomyślane i zarządzane jako reprezentacyjne, wokół których wszystko jest zaniedbane i nieciekawe? Na czym polega problem? Na tym, że myślano o ulicy jako obiekcie a nie o doświadczeniu człowieka, który na tę ulicę trafi.

Od jakiegoś czasu zastanawiam się nad następującym miernikiem tego doświadczenia: czas, jaki może spędzić człowiek w danej okolicy bez konieczności wpadania w zaniedbane „czarne dziury” i bez popadania w nudę. Czas mierzony tym wskaźnikiem zatrzymywałby się zawsze wtedy, gdy człowiek, którego doświadczenie mierzymy jest skazany na jedną z poniższych ewentualności:

  • Musi „przeskoczyć” z jednego atrakcyjnego fragmentu miasta w drugi, bo nie są one ze sobą połączone,
  • Musi doświadczyć radykalnego obniżenia wartości miejsca, w którym przebywa,
  • Musi się znudzić brakiem alternatywy dla kręcenia się w koło, albo chodzeniem w tę i z powrotem,
  • Musi się zatrzymać, bo nie ma pojęcia, co robić dalej.

Zmorą polskich miast są takie ich fragmenty, które pozwalają na 5 lub 10 minut spaceru w wysokiej jakościowo okolicy, żeby w chwilę potem być skazanym na oglądanie parkingów, brudnych i odrapanych bram oraz innych chaotycznych przestrzeni, których charakter i funkcjonalność trudno odgadnąć. Przykładem są właśnie reprezentacyjne ulice, od których odchodzą znacznie mniej reprezentacyjne uliczki, w które nie tylko nie warto skręcać, ale nawet nie należy. Wszystko jest w porządku, gdy podążasz wyznaczoną trajektorią, ale gdy nabierzesz ochoty na bardziej twórcze poznawanie terenu, nieuchronnie spotka Cię rozczarowanie.

Myślenie punktowe wygląda tak: „na tej działce będzie stał…” (przedmiotowo, statycznie). Myślenie systemowe wygląda tak: „w tej części miasta będzie się odbywało…” (doświadczalnie, dynamicznie).