Strategia jako racja stanu

Jakiś czas temu coraz głośniejsze zaczęły stawać się głosy domagające się ujawnienia kierunku, w jakim zmierza Polska. Głosy te szczególnie nasilają się wtedy, gdy zrealizowany zostaje jakiś wielki cel, np. przystąpienie do Unii Europejskiej lub organizacja Euro 2012. Naród domaga się wizji rozwoju, kierunku zmian, opisania nowego celu, czyli po prostu strategii.

Podobne oczekiwania słychać w organizacjach jak kraj długi i szeroki. Pracownicy chcą wiedzieć, czemu służy ich codzienna praca? Jakie cele stawia sobie ich firma? Jaką ma wizję swojej pozycji na rynku? W czym chce być najlepsza za kilka/naście lat?

Z jednej strony cieszy to, że rola strategii zostaje w końcu doceniona, nawet jeśli adresaci oczekiwań nie zdają sobie sprawy z tego, że domagają się właśnie strategii. Z drugiej strony smuci, że często ci, w stronę których te oczekiwania są kierowane (a są to wszyscy zarządzający czymkolwiek) te oczekiwania bagatelizują.

Ludzie, aby być produktywni, absolutnie muszą znać sens swojej pracy. I nie wystarczy im powiedzieć, żeby sami sobie ten sens znaleźli. Nawet ludzie wewnątrzsterowni działają lepiej, gdy wskaże im się sens działania zbiorowego, w które wpisuje się ich praca.

A co dopiero powiedzieć o całym narodzie? Czy wystarczy ludziom wskazywać szczegółowe rozwiązania i mówić, że sami muszą znaleźć sposoby ich wykorzystania tak, aby kraj się rozwijał a im było lepiej? Większość nadal będzie pytać, po co to wszystko? W jakim kierunku mamy iść? Kim chcemy być? W czym mamy się specjalizować jako naród? Z czego mamy być znani? Jakie rodzaje działalności są szczególnie mile widziane a jakimi lepiej nie zawracać sobie głowy, bo nie dostaną wsparcia?

W kontekście konkurencyjnym należałoby ludziom powiedzieć, w czym mamy być lepsi niż ktokolwiek inny (inne narody) i jakimi metodami to osiągniemy? Nie należy zapomnieć o zasobach, które zostaną przeznaczone za realizację celu. Rozumiem, że niejednemu taki sposób działania może się kojarzyć z socjalizmem i hasłami typu „Kto żyw do żniw”. Ale taki sposób działania to nic innego jak strategia, która jest podstawową metodą zarządzania.

Mimo wszystko cieszy mnie popularność strategii, nawet jeśli jest wyrażana w mało pozytywnych stwierdzeniach typu „Rząd nie ma wizji”, „Kraj dryfuje w miejscu”, „Nie ma planu, jak będziemy konkurować na rynkach zagranicznych”. Cieszy mnie, bo powoli zaczynają domagać się jej wszyscy. A wszyscy to duża siła. Jeszcze mogą nadejść w Polsce dobre czasy dla myślenia strategicznego.