Proces myślowy zatrzymany w fazie przejściowej

Dochodzenie do końca procesu myślowego jest ważne. Zadowalanie się fazą przejściową najczęściej skutkuje posługiwaniem się półprawdami, stereotypami, przeczuciami. Wytrwałość w pójściu kilka kroków dalej często odkrywa nową perspektywę a nierzadko czyni pierwotny pomysł nieistotnym etapem w dojściu do ważniejszej prawdy.

Weźmy przykład ulotek rozdawanych na ulicach miast. Teza: ulotki są w ogromnej większości nieskutecznym narzędziem komunikacji. Odpowiedź: Ale ludzie biorą. Stosując jednokrotną pętlę zwrotną kończymy wymianę w tym miejscu. I do czego doszliśmy? Że jacyś ludzie w bliżej nieokreślonej proporcji do całości populacji biorą ulotki. Czy to jest wystarczająca miara sukcesu? Spróbujmy pójść dalej. Ci, którzy biorą ulotki, co z nimi robią? Część zabiera ze sobą. Ale co potem z nimi robią? Część czyta. I jakie to ma dla nich znaczenie? Część dowiaduje się czegoś nowego. I co im to daje? Może część się zainteresuje i kupi. Dużo tych „części”. Ale warto taką ścieżką podążyć, żeby przekonać się, jak silne są podstawy, na jakich budujemy swoje przekonania.

Typowe określenia fazy przejściowej są następujące:

  • Zrobiliśmy plan
  • Wypuściliśmy na rynek
  • Zreorganizowaliśmy
  • Zrobiliśmy badania
  • Przeprowadziliśmy kampanię
  • Zmierzyliśmy

Każde z nich prowokuje do zadania pytań: I co z tego wynika? Jaki jest cel i mechanizm jego realizacji? Jaki mamy pomysł? Jak odbierze to rynek? Jak to wpłynie na przychody?

To zdumiewające, jak w czasach, gdy każdy chce mierzyć wszystko i wszędzie przywiązuje się tak dużą wagę do „robienia” a tak niewielką do „zrobienia”. Właściwie coś tam się zrobi, ale czy to jest dokłanie to, co w danej sytuacji należało zrobić? Czy ta reorganizacja, badanie, kampania to najlepszy sposób na rozwiązanie problemu lub odpowiedź na wyzwanie?

Większość ludzi deklaruje znacznie wyższy poziom krytycyzmu niż stosuje (chodzi mi oczywiście o myślenie krytyczne a nie krytykanctwo). Zadawane jest mnóstwo pytań, wymagane mnóstwo opisów i planów a fundamentalne pytania nie padają i brakuje namysłu nad kwestiami najważniejszymi. W skrajnej sytuacji udaje się, że problemu w ogóle nie ma.

Myśli się dużo o tym, co warto zrobić w sensie operacyjnym, projektowym a mało o tym, co warto zrobić w sensie strategicznym, rynkowym. Projektem zarządza się łatwiej niż strategią czy rynkiem. Projekt jest badziej dookreślony, ma swój początek, koniec i proces realizacji a na rynku dzieje się tak dużo, że trudno się w tym znaleźć. Za projekt odpowiada konkretna osoba a odpowiedzialność za zarządzanie rynkiem jest rozproszona. Projekt musi być wykonany, bo łatwo sprawdzić jego realizację a realizację strategii…konia z rzędem temu, kto umie ją sprawdzić.