Pielęgnowanie wyjątkowości

Zdarzyło się tak, że na pytanie o to, czy sprzedawcom ciupag w Sopocie i bursztynu w Zakopanem zakazać tego procederu odpowiedziałem: tak. Była to przekora, bo wiem, że nie ma takiej administracyjnej możliwości. Chodziło mi o to, że polskie wsie, miasteczka, miasta i regiony gubią swoją unikatowość i to na własne życzenie udostępniając wszystko, co mają wszystkim gdzie się da.

Jestem zwolennikiem pielęgnowania i celebrowania wyjątkowości, szczególnie na poziomie doświadczeń. Produkty regionalne mają to do siebie, że świetnie nadają się do eksportu (także wewnętrznego), ale w miejscu pochodzenia powinny być czymś więcej tzn. powinny dawać się doświadczyć w bardziej bogaty, klimatyczny sposób, którego nie da się zabrać ze sobą. To świetnie, że ludzie kupują te wszystkie ciupagi, sery, miody, szynki, bursztyn itd., ale unikatowe doświadczenie powinno być dostępne tylko w jednym miejscu na ziemi. Bo to ograniczenie jest magnesem przyciągającym wszystkich tych, którzy chcą przeżyć coś po raz pierwszy lub powtórzyć dane doświadczenie.

Najklarowniej jest, gdy sprawa dotyczy obiektów, których nie sposób przetransferować. Nikt nie zabierze Maczugi Herkulesa z Pieskowej Skały, ani dworku, w którym urodził się Chopin z Żelazowej Woli. Żeby je zobaczyć, trzeba się udać do tych miejsc. Ale tych obiektów nie da się podrobić, czego nie można powiedzieć o np. produktach spożywczych oraz tematycznych wydarzeniach. Tutaj trzeba wykazać się prawdziwą troską w pielęgnacji posiadanego waloru. Trudno zawłaszczyć dla siebie festiwal truskawki, święto pieroga, albo teatr uliczny, bo tego typu wydarzeń jest bardzo wiele. Chociaż co do tego ostatniego musiałem ostatnio zmienić zdanie.

Quebec (miasto, które jest stolicą prowincji o tej samej nazwie) ma bardzo bogatą tradycję tzw. street performance, czyli występów ulicznych. Nie są to jednak byle jakie występy i wszystkie mają wspólny mianownik. Są to występy charakterystyczne dla cyrku, a ściślej mówiąc dla francusko-kanadyjskiej szkoły cyrku. Zawsze interesowało mnie źródło inspiracji tak niesamowitej idei jak Cirque du Soleil a założyciel Cyrku Słońca Guy Laliberte był właśnie street performerem w Quebecu.

Widziałem mnóstwo występów ulicznych w wielu miejscach na świecie, ale muszę przyznać, że nie znam miejsca, które tak celebruje występy uliczne jak kanadyjski Quebec. W przepięknej, historycznej części miasta są specjalne miejsca przeznaczone na występy. Tutaj nie odbywa się to tak, że artysta staje gdziekolwiek a ludzie chaotycznie gromadzą się wokół niego. W Quebecu są zaaranżowane sceny, wokół których są ustawione siedzące miejsca dla widowni. Artysta ma prawo czuć się chciany i doceniany. Nie tylko nikt go nie przegania, albo w najlepszym wypadku ignoruje, ale wspiera się go zapewniając miejsce i widownię. Ale to nie wszystko.

Każde miejsce przeznaczone na występy uliczne posiada swój harmonogram dnia, który określa, kto kiedy występuje. Dzięki temu można zobaczyć występ swojego ulubionego artysty. Sami performerzy nie klepią w kółko tych samych numerów, bo wiedzą, że ludzie oglądają ich kilkukrotnie. Migrują między scenami proponując zróżnicowany program.

Przy każdej scenie można zobaczyć tablicę, która wyjaśnia podejście miasta to występów ulicznych:

„Występy uliczne są tradycją uznawaną przez miasto Quebec. Dzięki Twojej obecności i datkom artyści promują pogodny świat. Bądź częścią tego radosnego świata i pomóż utrzymać uliczny teatr przy życiu. Dziękujemy.”

Występy uliczne są niemal wszędzie tam, gdzie są turyści. Ale nigdzie nie widziałem, żeby miasto przywiązywało do nich taką wagę jak w Quebecu. To jest prawdziwa dbałość o tradycję, jej ożywianie oraz wsparcie dla podtrzymujących ją ludzi (zarówno artystów jak i widowni). Warto dodać, że same występy stały na zdecydowanie wyższym poziomie niż w większości metropolii. Ciekawe dlaczego?

sp0

sp1

sp2

sp3

sp4