Niedawno po raz pierwszy widziałem sklep Microsoftu. Natychmiast skojarzył mi się ze słynnym Apple storem. Nawiasem mówiąc sklep Apple stał na sąsiedniej ulicy, więc spokojnie można było porównać oba. Moja najkrótsza opinia: sklep Microsoftu jest wzorowany na sklepie Apple.
Spotykam się z różnymi zdaniami na temat naśladownictwa. W Polsce częściej spotykam się z opiniami pochlebnymi, być może dlatego, że są przedstawiane w kontrze do mojego zdania. Sam odbieram naśladownictwo negatywnie. Uważam, że jest w nim coś z porażki i publicznego przyznania się do wyższości tego, co się naśladuje. Gdzieś spotkałem się z opinią, że naśladownictwo to najwyższy wyraz uznania, a gdy robi to konkurent, to jest to równoważne z przyznaniem, że to on dyktuje warunki i ustala reguły gry, do których my się jedynie dostosowujemy.
Dokładnie takie miałem wrażenie, gdy zwiedziałem sklep Microsoftu. Nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że Microsoft po prostu wziął na warsztat sklep Apple i postanowił go skopiować wprowadzając pewne modyfikacje tak, aby był jeszcze bardziej imponujący. Bo lekkie modyfikacje są. Światło w sklepie Microsoftu jest mocniejsze, więcej jest multimedialnych ekranów oraz intensywniej wykorzystywany jest kolor. W końcu jest zmiana przełomowa z punktu widzenia komfortu klienta: przy stołach są krzesła!
Ale to detale, bo gdy się przyjrzeć w całości jednemu i drugiemu, to ewidentnie widać, że to ta sama koncepcja. Nawet wiele detali jest niemal identycznych. I tu i tam jest personel ubrany w luźne T-shirty, dominuje wolna przestrzeń do eksploracji z wielkimi stołami, na których jest rozłożony sprzęt, a na froncie sklepu z daleka widać logotyp marki.
Ciekawym doświadczeniem jest odwiedzenie tych sklepów jeden po drugim. Można odnieść wrażenie, że po raz drugi weszło się do tego samego sklepu. Oba miejsca są przyjemne i niby nie ma na co narzekać. A jednak dla mnie ma znaczenie to, że to Apple stworzył ten format a Microsoft jedynie się do niego dostosował.