Lubimy fachowców

Specjalizacja buduje wiarygodność. Bycie specjalistą oznacza robienie czegoś kosztem nierobienia innych rzeczy, czyli jest pewnego rodzaju poświęceniem. Steve Jobs z Apple tłumaczył swoje obsesyjne zaangażowanie w szczegóły (zwane mikrozarządzaniem) w taki sposób: „Praca tutaj jest tym, co wybraliśmy jako główne zajęcie w naszym życiu. Moglibyśmy siedzieć gdzieś w ashramie w Himalajach, ale robimy właśnie to. Dlatego lepiej, żeby to było doskonałe”.

Fachowość dobrze się sprzedaje i komunikuje. Pozytywne skojarzenia z fachowością to kunszt, dbałość o szczegóły, mistrzostwo, poświęcenie, entuzjazm, pasja. Taka strona specjalizacji występuje m.in. w reklamach Lindt, czy Dębowego Mocnego. Istnieją całe branże oparte na takim przekazie: produkcja wina, serów, naturalnej żywności, zegarków, czy różne rodzaje rzemiosła.

Specjalizacja jest też nadinterpretowana i podnoszona do rangi głównej cnoty. Wpisuje się w to promowanie stereotypu: „jeśli coś jest do wszystkiego, to jest do niczego”. Wszechstronność ma swoje mocne strony, szczególnie w świecie wielowymiarowych ludzi, marek i traktowania świata jak mozaiki, z której można złożyć unikalną tożsamość. Z biznesowego punktu widzenia brak specjalizacji może oznaczać rozpraszanie zasobów, ale także minimalizację ryzyka.

Specjalizacja jako cecha, a nawet korzyść ma się dobrze, trochę wbrew czasom, w jakim żyjemy. Dzisiejszy świat wymaga dużej wszechstronności i umiejętności poruszania się w wielu obszarach. Tym niemniej, specjaliści i fachowcy będą nadal cenieni za chęć kierowania swojej uwagi na jeden obszar w sposób, na który reszta z nas nie może sobie pozwolić. Dlatego wolimy, aby winiarze zajmowali się tylko produkcją wina, producenci zabawek – analizą potrzeb dzieci, a szkoły kształceniem.

Bycie fachowcem jest skutecznym komunikatem i dobrą obietnicą marki. Podejrzewamy, że za każdą specjalizacją stoi pasja, a pasji trudno się oprzeć.