Bad boy, bad girl

Nie można nie zauważyć, jak wiele osób chce uchodzić za niegrzecznego chłopca lub niegrzeczną dziewczynę (jednak wolę angielskie określenia bad boy i bad girl). To olbrzymi insight konsumencki wart grube miliony a może i miliardy. Temat jest tym bardziej wdzięczny, że realizacja potrzeby odbywa się niemal wyłącznie w warstwie symbolicznej.

Podstawą insightu jest utożsamianie się z pewnym siebie rebeliantem, symbolicznym wyrzutkiem. Kulturowo chodzi o bycie osobą o barwnej osobowości, nie nudną, czyli cool. Staranna kreacja zewnętrzna ma być oznaką bogactwa wewnętrznego. Bardziej pierwotnie chodzi o przekazanie komunikatu: jestem silny/a, bójcie się mnie i szanujcie. Kwintesencją tej postawy jest przeczytana przeze mnie w jakiejś książce relacja dżentelmena po 50-tce, który za to cenił swojego Harleya, że jazda na nim to był jedyny moment w jego życiu, gdy mógł sprawić, że bała się go cała wieś, przez którą akurat przejeżdżał.

Roztaczanie wokół siebie aury na granicy szacunku i strachu wymaga mnóstwa artefaktów. I tutaj pojawia się rynkowy aspekt wizerunku bad boy, bad girl. Tatuaże, fryzury, ubrania, akcesoria (okulary, łańcuchy, bransolety), motory i samochody, muzyka, miejsca rozrywki pozwalają budować jego autorską wersję. Ale na pozorach nie koniec. Poradniki w stylu „Grzeczne dziewczynki idą do nieba, niegrzeczne idą tam, gdzie chcą” pomagają bad girl wykształcić właściwą postawę a w dłuższej perspektywie pewnie i charakter.

Wizerunek jest tu jednak wszystkim, bo jest on zdecydowanie atrakcyjniejszy niż realne konsekwencje bycia bad person. Korzystniej wyglądać na twardego kontestatora rzeczywistości niż żyć jego życiem. Lepiej na przykład być bogatą gwiazdą gangsta rapu niż siedzieć w więzieniu za bycie prawdziwym gangsta. Chodzi zatem o symbolikę a nie faktyczne przeistoczenie się w taką osobę. Na tym tle tworzą się zresztą ostre podziały. Ci prawdziwi rebelianci, którzy ponoszą bolesne konsekwencje swoich wyborów życiowych pogardzają farbowanymi lisami, którzy podszywają się symbolicznie pod ich kulturę i styl życia.

Bo ci bad boys i te bad girls, które spotykamy na co dzień na ulicy lub w mediach mają co najwyżej niewyparzony język. W sumie to jednak normalni ludzie, którzy być może pragną być kimś innym niż są, albo po prostu mają taki pomysł na zdobycie akceptacji i szacunku. Na pewno są obiecującą grupą docelową dla producentów i dystrybutorów całej masy produktów i usług.

Zdjęcie: datingish.com