Unmarketing, czyli nie uprawiaj marketingu
Może wydawać się to paranoją, ale jednym z dzisiejszych trendów uprawiania marketingu jest nawoływanie do jego nieuprawiania tzn. świadomej rezygnacji z instrumentarium marketingowego i po prostu robienie swojego. Taki sposób myślenia i działania jest mi bardzo bliski.
Postulaty, tezy i opinie są różne:
- Róbmy to, na czym się znamy a efekty przyjdą same, także efekty marketingowe.
- Najlepsze marki to te, które powstały w efekcie tzw. accidental brandingu, czyli jako skutek uboczny robienia czegoś dobrze a nie jako cel i wyznacznik wszystkich działań.
- Ludzie są przytłoczeni i zmęczeni bodźcami marketingowymi, szczególnie promocyjnymi. Dajmy im odetchnąć a być może to docenią.
- Prawdziwa wartość (cenny content) najczęściej i tak zostanie odkryta i doceniona bez potrzeby nachalnej promocji.
- Nachalna promocja często przykrywa marną zawartość.
- Mniej koncentracji na opakowaniu pozwala siniej cieszyć się jego zawartością, czyli tym, co tak naprawdę kupujemy, np. nie chodzi o to, żeby ludzie kupowali książki, ale o to, aby je czytali, a do tego nie jest obojętne, które książki czytają.
- Przysłowiony święty spokój, czyli uwolnienie ludzi od natłoku i chaosu skierowanego w jego stronę nagabywania i manipulacji będzie jednym z kluczowych insightów XXI wieku (nie tylko moim zdaniem jest takim insightem od dawna, tylko trzeba wkroczyć w pewien etap życia, aby to zrozumieć).
Jak każda postawa, ta również ma określone konsekwencje. Oto niektóre z nich:
- Trzeba akceptować ryzyko znacznego ograniczenia grupy docelowej, bo zwyczajnie możemy nie dotrzeć do wszystkich, do których byśmy chcieli.
- Brak sugestii określonego pozycjonowania będzie skutkował pozycjonowaniem intuicyjnym, jakie wymyśli za nas sam rynek.
- Czas kreacji marki może znacznie się wydłużyć.
- Nasze ego może nie dostać takiej gratyfikacji, na jaką liczy.
Osobiście uważam, że trzeba robić coś z bardzo silnego osobistego przekonania, żeby zaakceptować te konsekwencje i działać pomimo to. Musi w człowieku i jego biznesie wygrać postawa robienia swojego i dla siebie (oba warunki równie ważne). A teraz jeden przykład.
„57-letni inżynier z Google’a po cichutku pobił wczoraj rekord Felixa Baumgartnera, którego skok z wysokości 39 kilometrów w napięciu obserwowały dwa lata temu miliony ludzi.
Alan Eustace, wicedyrektor działu wiedzy i badań naukowych w firmie Google, wystartował w balonie helowym z Roswell w stanie Nowy Meksyk – tego samego miasteczka, w którym rzekomo w 1947 roku rozbiło się UFO (czyli niezidentyfikowany obiekt latający, ma się rozumieć z ufoludkami na pokładzie). Po dwóch godzinach wzleciał na wysokość 41 kilometrów i 400 metrów, czyli dwa kilometry wyżej niż dwa lata temu słynny Austriak Baumgartner, po czym skoczył w specjalnym kombinezonie.
Dzięki temu, że na tej wysokości atmosfera jest już bardzo rozrzedzona, w spadku swobodnym osiągnął prędkość 1322 kilometry na godzinę, czyli pokonał barierę dźwięku. Podobno świadkowie obserwujący go z Ziemi słyszeli nawet grom dźwiękowy, czyli „eksplozję”, która towarzyszy wszystkim obiektom przekraczającym prędkość dźwięku. Sam Eustace go nie słyszał.
– To była ostra, ostra jazda – mówił potem. – Było pięknie. Niesamowicie. Można było podziwiać czerń kosmosu i widzieć kolejne warstwy atmosfery…
Spadał przez 15 minut, z czego pierwsze pięć w spadku swobodnym, czyli bez rozłożonego spadochronu. Wylądował ponad 100 kilometrów od miejsca, w którym balon startował.
Wydaje się sporym zaskoczeniem, że rekord Baumgartnera, którego skok przedstawiano jako niesłychanie zuchwałe i ryzykowne przedsięwzięcie, został pobity przez nikomu nie znanego inżyniera w wieku przedemerytalnym. W dodatku bez sponosorów, którzy – jak w przypadku Baumgartnera – wyłożyliby miliony dolarów i rozreklamowali skok na cały świat. I bez specjalnej kapsuły, w której wznosił się w balonie Baumgartner.
Jednak pozory, jak to często bywa, mylą. Eustace jest z zamiłowania pilotem i skoczkiem spadochronowym, a do pobicia rekordu przygotowywał się przez ostatnie trzy lata. W tym czasie zaprojektowano, i wiele razy przerabiano kombinezon, w którym wczoraj skoczył. Pomagała mu grupa inżynierów specjalizujących się w technologii kosmicznej i urządzeniach do podtrzymywania życia w ekstremalnych warunkach.
A mimo tych drobiazgowych i potajemnych przygotowań były astronauta Mark Kelly, który wczoraj obserwował skok na żywo, twierdził, że ryzyko było niesłychane.
Za wszystko Eustace płacił z własnej kieszeni, a nawet odrzucił ofertę Google’a, który chciał jego wyczyn współfinansować. Nie chciał bowiem, żeby spełnienie życiowego marzenia zamieniło się w przedsięwzięcie marketingowe. – Alan jest ryzykantem z zamiłowaniem do szczegółów – tak w „New York Timesie” przedstawiał kolegę z pracy informatyk Brian Reid. Zamiłowanie do wysokich lotów miał od dzieciństwa – dorastał w Orlando, czyli niedaleko centrum lotów kosmicznych NASA na przylądku Canaveral. Razem z rodzicami wiele razy oglądał na żywo starty amerykańskich rakiet kosmicznych.
W Google’u pracuje od 2002 roku. Jest autorem dziesięciu patentów.”
Film o skoku Felixa Baumgartnera:
Film o skoku Alana Eustace’a:
Jeżeli odniosłeś wrażenie, że ten drugi jest mało efektowny przy pierwszym, to masz rację. Weź tylko pod uwagę, że pierwszy to projekt Red Bull Stratos a drugi to marzenie jednego faceta finansowane w całości przez niego.
Cytowany tekst został opublikowany na portalu wyborcza.pl 25.10.2014. Źródło tekstu tutaj.
Kategorie
Moje szkolenia

-
Zarządzanie doświadczeniem klienta
-
Komunikacja marketingowa
-
Projektowanie i zarządzanie propozycją wartości
Napisałem

Mity marketingowe
Iluzje zawsze mnie drażniły. Niepotwierdzone opinie traktowane jak fakty, sztuczna rzeczywistość, odbierana jak prawdziwy świat, skrócone, spłycone prawdy i półprawdy budzą mój sprzeciw i mnie złoszczą.
Zobacz więcej
Zobacz komentarze
Zostaw swój komentarz
Kim jestem?
Jestem właścicielem i dyrektorem zarządzającym firmy doradztwa marketingowego PrimeCode oraz Business Strategy Leaderem w BlueFox. Pomagam klientom prowadzić marketing oparty na wiedzy, a nie intuicji, oraz uczę myśleć strategicznie zamiast tworzyć dokumenty-strategie.
Więcej o mnie Zobacz gdzie pracuję Chcesz zaprosić mnie do współpracy?