Banki niszczą miasta

To już prawdziwa plaga. Wszędzie oddziały banków: na placach, wzdłuż ulic, w centrach handlowych. Czy człowiekowi do życia potrzebna jest tylko armia banków? Czy obie strony nie widzą, że to zły kierunek: banki, że to obróci się przeciwko nim, a włodarze miast, że w ten sposób dramatycznie obniża się ich atrakcyjność?

Czy ktoś w końcu zrozumie, że zarządzanie marką to nie jest sama komunikacja? To nie reklama i PR „rządzą” wizerunkiem marki, ale DOŚWIADCZENIE odbiorcy, użytkownika i klienta.

Marka miasta posiada coś, co można określić mianem aktywów żywych (active assets) i pasywnych (passive assets). Aktywa żywe to te, które czynią z miasta pełen życia organizm, tworzą miejsca dynamiczne i interesujące, gdzie po prostu „się dzieje”. Natomiast aktywa pasywne to te, które powodują zamieranie aktywnych części miast ograniczając ich aspekt funkcjonalny, a przede wszystkim możliwość spędzania wolnego czasu.

Przykładami aktywów żywych są:

  • Tereny zielone: parki, lasy, zagospodarowane tereny naturalne
  • Miejsca sportu i rekreacji
  • Miejsca spotkań
  • Otwarte ciągi komunikacyjne z infrastrukturą, np. deptaki
  • Atrakcyjne, interaktywne sposoby spędzania wolnego czasu
  • Intrygujące punkty orientacyjne, symbole miast itp.
  • Różnorodne mieszanki miejskie SERM (shopping, eating, resting, meeting), łączące zakupy, jedzenie, odpoczynek i spotkania z innymi ludźmi


Przykładami aktywów pasywnych są:

  • Centra handlowe
  • Aleje urzędowe, budynki biurowe
  • Zamknięte ciągi komunikacyjne, np. szeregi sklepów rozmieszczone w obszarze, po którym trudno się poruszać
  • Nudne sposoby spędzania wolnego czasu
  • Zwykłe tereny mieszkaniowe
  • Zgrupowania instytucji tego samego typu w jednym miejscu.


Aleje bankowe to klasyczny przykład tego ostatniego typu. Wypierają one sklepy, knajpki, galerie, restauracje, miejsca niszowe, a nawet przestrzeń publiczną. Efektem ich grupowania w jednym miejscu są:

  • łatwe do odnalezienia lokalizacje banków
  • zawłaszczanie dużych terenów miejskich i ich zamiana w pustynię.

Ciekawe, który efekt przeważy?


Ku przestrodze, zwracam uwagę wszystkich decydentów na klasyczny przykład wymarłych w większości centrów amerykańskich miast. Rozkwitają one w poniedziałek rano, a zamierają w piątek po południu. Przez cały weekend nie mają nic do zaoferowania singlowi lub rodzinie, która chce spędzić miło czas.

Bank to nie jest instytucja, do której można sobie wpaść na chwilę rozejrzeć się, co nowego. Aby tam wejść, trzeba mieć wyraźny powód. Jakoś nie wierzę w impulsowe odwiedzanie oddziałów bankowych. Czy grupowanie banków razem spowoduje, że ludzie będą zakładać więcej lokat, albo wpłacać więcej pieniędzy na rachunki? I czy to ma być nowa rozrywka weekendowa („Choć pójdziemy na Starówkę założyć sobie lokatę”)?

Jeżeli ktoś bagatelizuje efekty „bankizacji” polskich miast, niech odwiedzi Stare Miasto w Opolu. Robi wrażenie.