Czy Grupa Apple osiągałaby większe sukcesy?

W Polsce panuje grupomania, która jest rodzajem gigantomanii. Grupa Lotos, Grupa Adamed, Grupa ITI. Dlaczego nie po prostu Lotos, Adamed, ITI?

Grupomania jest wyrazem potrzeby podkreślenia potęgi, wielkości, zasięgu oraz powagi instytucji. Jednak z drugiej strony jest to stawianie bariery między organizacją a klientem (my tacy wielcy i dostojni a Ty taki malutki i mało znaczący). Powaga stoi wysoko w naszej kulturze. Poważny człowiek to człowiek godny zaufania, który nie traci czasu na bzdury. Bycie poważnym oznacza rezygnację z głupot na rzecz zajmowania się sprawami istotnymi.

Innym wyrazem naszej kultury jest tzw. spora odległość od władzy, czyli percepcyjny dystans dzielący władzę od tzw. zwykłego człowieka. Nasz wynik ponad 60 w skali od 0 do 100 (G. Hofstede) oznacza, że nie należymy do krajów, w których zwykły człowiek (tutaj przeciętny klient) stałby na podobnym poziomie drabiny społecznej co człowiek władzy (tutaj szacowna instytucja, która raczy mu oferować produkty lub usługi).

Tylko po co ta bariera? Większość i tak skraca nazwy tych grup do podstawowej nazwy organizacji. Słowo „grupa” z przodu na nikim nie robi specjalnego wrażenia. Co najwyżej jest nieświadomie odbierane jako próba ustanowienia nierównej relacji między producentem i nabywcą, czy usługodawcą i usługobiorcą.

Czy Grupa Apple, Grupa Samsung, Grupa Microsoft, Grupa Disney i Grupa Coca-Cola osiągałyby większe sukcesy? A może należałoby powołać Grupę Hello Kitty, Grupę Twitter i Grupę Wikipedia? Czy to w czymkolwiek pomogłoby tym markom i organizacjom?