Zabawa nazwami

Dlaczego w Polsce tak wiele nazw miejsc i okazji musi spełniać przede wszystkim rolę pomnika ku czci kogoś lub czegoś? Dlaczego zamiast nazw, które są łatwe do zapamiętania, ciekawe i przyjazne użytkownikowi mamy tak często nazwy monumenty o fatalnej funkcjonalności?

Przed laty, na praktyce studenckiej, zajmowałem się tworzeniem nazw marek (wtedy były jeszcze praktyki, podczas których wykonywało się rozwijającą pracę). Moim głównym zadaniem było stworzenie przewodnika tworzenia dobrej nazwy. Dzięki temu do dziś nie mam problemu z rozpoznaniem dobrej i kiepskiej nazwy. Niestety kiepskich nazw jest bardzo dużo, a najwięcej ich jest w świecie oznaczania miejsc. Odpowiada za to całkowicie nieprofesjonalny, uznaniowy proces ich przyznawania na zasadzie „kogo lub co by tu upamiętnić?”, albo „z młodej piersi się wyrwało”.

Gdy spojrzysz na duże fragmenty polskich miast, to w nazwach ulic, skwerów i obiektów ujrzysz polską historię w ujęciu chaotycznym. Dąbrowski sąsiaduje z Piłsudskim a Jan Paweł II z Iwaszkiewiczem. Zauważysz także, że gros nazw honoruje bohaterów militarnych lub wielkie postaci polskiej kultury. Poruszając się po typowym polskim mieście poruszamy się między bitwami i wojnami a dziełami kultury i sztuki. Czasem możemy odpocząć od przeszłości między mało inspirującymi, ale za to nieinwazyjnymi nazwami jak „Prosta”, „Długa”, czy „Szeroka”.

Ale chyba najlepiej czujemy się z nazwami, które sami wymyśliliśmy, albo które zostały spontanicznie wymyślone przez przodków i przetrwały do dziś. Takie nazwy jak Pomnik Czterech Śpiących, Poniatoszczak, Kilometr (przepraszam za wyłącznie warszawskie przykłady) czynią dane miejsce bardziej oswojonym i przynależącym do danej społeczności, a nie do anonimowych decydentów.

W Polsce mamy chyba jeszcze dość daleką drogę do momentu, gdy takie luzackie, potoczne nazwy staną się oficjalne a szkoda. Na świecie można znaleźć mnóstwo przykładów znakomitego funkcjonowania takich nazw.

W kanadyjskiej Ottawie jedna z uliczek oficjalnie nazywa się Elvis Lives Lane (Elvis żyje). W San Francisco zanim ulice Fell i Oak wpadną do parku Golden Gate, to dwukilometrowy zielony teren między nimi nazywa się Panhandle (rączka od garnka). W Yellowknife w Kanadzie jest ulica nazwana Ragged Ass Road (dosłownie: obszarpana dupa, ale tutaj chodzi o istotny poziom zubożenia), od której nawet wziął tytuł jeden z albumów Toma Cochrane.

Skupiłem się na nazwach miejsc a to samo dotyczy nazw okazji. Fani Gwiezdnych Wojen pewnie wiedzą, że międzynarodowy dzień sagi jest obchodzony 4 maja. Nie wszyscy jednak wiedzą dlaczego, bo tego dnia nie wydarzyło się nic specjalnego, co można powiązać z powstaniem Gwiezdnych Wojen. Otóż data została wybrana na podstawie podobieństwa fonetycznego daty May The Fourth oraz wielokrotnie wypowiadanego w filmach „May the force (be with you)”.

Brzydotę, chaos architektoniczny, nawet wszędobylskie szyldy i reklamy nie tak łatwo zlikwidować. Ale nazwę można stworzyć, jaką się chce. Może niech chociaż one czynią otoczenie przyjaźniejszym?