3 x bullshit

Marketing bullshit naprawdę istnieje. To nie jest wymysł przeciwników marketingu. Generalnie bullshit to ściema, zawracanie głowy, overpromise, oszukiwanie, niedopowiadanie, jawne kłamanie, robienie dobrej miny do złej gry, chodzenie w zaparte wobec ewidentnej porażki, niedoróbki, lekceważenia zasad i zwykłego chamstwa.

Czy swoim marketingiem dodajesz bullshit, eliminujesz bullshit, czy jesteś bullshit neutralny? Wbrew pozorom to nie jest pytanie przewrotne. Ludzie mają dość wszystkiego, co ich lekceważy i ma za idiotów. Eliminacja bullshit to bardzo pojemny insight a rynek na marketing bez bullshit’u jest ogromny.

Eliminowanie bullshit’u to działania, które zdejmują z ludzi problemy, obowiązki, potrzebne i niepotrzebne zadania i czynią ich życie prostszym, przyjemniejszym a samym ludziom pozostawiają więcej czasu na to, co chcą robić. Czas jest dziś najbardziej rzadkim dobrem niemal każdego człowieka. Ta niewinna reklama, która wyskakuje tam, gdzie jej nie chcę, okrada mnie z mojego czasu. To dodatkowe kliknięcie, odpowiedź, telefon, które muszę wykonać, okrada mnie z mojego czasu. Tu wcale nie chodzi o to, że obrażam się na niedopasowane komunikaty. Obrażam się za brak szacunku dla mojego czasu i mojej koncepcji tego, co chcę z nim zrobić. Jeżeli potrafisz to zrozumieć i zaoferować rozwiązania, które pozbawią mnie konieczności obcowania z tego typu bullshit’em, to mogę być zainteresowany. Myślę tu o różnego typu gatekeeperach typu osobisty asystent, który przejmuje na siebie wszystkie okradające mnie z mojego czasu zadania. Generalnie chodzi o to, żeby ktoś był mechanizmem filtrującym, agregował informacje, załatwiał moje sprawy, oszczędzał mój czas i wdrażał rozwiązania, które ułatwiają mi życie.

Zrozum, że jedynymi informacjami, jakie od Ciebie chcę to:

  • Pomóż mi znaleźć sprzedawcę, którego potrzebuję
  • Dostarcz mi informacji, których potrzebuję do podjęcia decyzji
  • Ułatwiaj mi dokonanie transakcji
  • Powiedz mi coś istotnego, o czym nie wiedziałem
  • Powiedz mi o przyszłych korzyściach
  • Dostarcz mi komunikat, który jest wartością sam w sobie, np. mnie bawi
  • Powiedz mi, kim się stanę dzięki temu produktowi
  • Utwierdź mnie w dokonanym wyborze

Całą resztę możesz sobie darować. Jeżeli komunikujesz się w sposób, który ciągle jest standardem, a który polega na tym, że wysyłasz komunikat do masy ludzi na zasadzie just in case (na wszelki wypadek, gdyby znaleźli się w tzw. oknie zakupowym, czyli byli skłonni do przyjęcia komunikatu), to z dużym prawdopodobieństwem dodajesz bullshit. Musisz z góry zakładać, że większości w ogóle nie obchodzi to, co masz do powiedzenia, ale i tak to mówisz. Pomiar proporcji tych, których obchodzi w danej chwili Twój komunikat do tych, których on nie obchodzi to brakujący element w pomiarze ROI komunikacji marketingowej. Tak długo, jak długo tego nie będziesz wiedział, tak długo tracisz pieniądze na komunikację i nie wiesz, które 50%, 60%, a może 99% Twoich wydatków jest wyrzucanych w błoto.

Jeżeli jesteś bullshit neutralny, to chwała Ci za to, że nie dodajesz chaosu, zamętu i pracy ludziom, ale też nie robisz nic, żeby uczynić ich życie łatwiejszym i produktywniejszym. Jesteś po prostu idealnym kandydatem do zignorowania. Uważam, że to jeden z powodów tego, dlaczego większość ofert nie spotyka się z tak dużym zainteresowaniem, jakie chcieliby mieć ich sprzedawcy. A z jakiego powodu mieliby Cię nie ignorować? Nie oferujesz niczego, co wniosłoby istotną wartość w życie ludzi. Prawdopodobnie oferujesz ozdobniki, chwilową ekscytację, coś mało znaczącego lub krótkotrwałe rozwiązanie. Drobne przyjemności i ułatwienia mają swoje miejsce w życiu, ale nie są w stanie związać klienta z Tobą na tak długo jakbyś chciał.